Ołowiane żołnierzyki Marek Stelar

Marek Stelar jest jednym z moich ulubionych polskich pisarzy. Od jakiegoś czasu sięgam po jego książki w ciemno, choć wiele tytułów mam jeszcze do nadrobienia, ponieważ w swym dorobku ma już ich ponad trzydzieści. Dlatego nie mogłam być obojętna wobec jego ostatniego kryminału retro Ołowiane żołnierzyki. Tym razem, wraz z głównym bohaterem historii, przenosimy się do Stettina z okresu międzywojennego, co czytelnikowi daje nie tylko ciekawą zagadkę kryminalną, ale w bonusie szczegółowy rys historyczny dawnego Szczecina. 

Zawiązanie akcji następuje latem 1931 roku wraz z tajemniczym zabójstwem popełnionym w szpitalu. Śledztwo przypada kriminalinspektorowi Eilhardowi Kurtzowi, który, choć sprawia wrażenie nieco flegmatycznego, okazuje się być świetnym obserwatorem, a jego zmysł dedukcji i odwaga poniosą czytelnika w tok zawiłej historii, w którą uwikłani są szanowani ludzie piastujący ważne stanowiska, nie tylko w Stettinie. 

Postać Kurtza jest wspaniale wykreowana, co sprawia, że już po kilku stronach czuje się do niego sympatię i zaczyna się zaciskać kciuki za powodzenie śledztwa. Jego życie naznaczone jest wydarzeniami z młodości, które zaowocowały utratą stopy, samotnym rodzicielstwem, stratą ukochanej i nieco zgryźliwym charakterem. Choć doświadczony przez los, jest człowiekiem wysokiej kultury osobistej o świetnej i przenikliwej intuicji śledczego. Z łatwością lawiruje w licznych układach ostatecznie nie wikłając się w żadne ugrupowania czy zależności. Jest wierny swoim przekonaniom, walczy o bliskich, nie daje się łatwo zbić z tropu, a co najważniejsze, wie jak postępować, by wszyscy myśleli, że gra, jak mu każą. Tacy bohaterowie zjednują mnie na długo, dlatego każda kolejna książka Stelara sprawia, że jeszcze bardziej lubię jego twórczość. Ma fach w rękach, ale nie idzie na łatwiznę ani w kreacji bohaterów, ani w tworzeniu miejsc akcji swych książek.

A skoro o miejscu mowa to Stettin okresu międzywojennego wydaje się być miastem, które jest pełne sprzeczności, tak jak ludność, która je zamieszkuje. Z jednej strony mamy społeczeństwo niemieckie u progu powstania ideologii nazistowskiej, która doprowadziła do II Wojny Światowej, jednak w którą nikt jeszcze nie chciał wierzyć w 1931 roku. W opozycji do niej jest mniejszość polska, która stara się zapobiec groźbie wiszącej nad ówczesną Europą tyranii, nawet ryzykując życie kilkuset osób. Trzecia warstwa to podziemie komunistyczne, które szczególnie rosło w siłę wśród młodszego pokolenia. 

W tym wszystkim obracał się Kurtz, zmuszony do lawirowania pomiędzy zbuntowaną córką, której nagła ucieczka z domu wskazała jeden z tropów w śledztwie, a wpływem przełożonych, będących na usługach wpływowych możnych. By nikt się nie domyślił co tak naprawdę wie, kriminalinspektor w inteligentny sposób musiał przechytrzyć kilka niesprzyjających mu osób. Podążanie za tokiem rozumowania Kurtza i łączenie z nim kolejnych punktów zagadki było dużą przyjemnością.

Bardzo podobało mi się także wyjście w kreacji bohatera poza wątek śledztwa. Autor ukazał go bowiem jako troskliwego i wyrozumiałego ojca, opiekuna kalekiego weterana wojennego czy przyjaciela, który pomaga bliskiej sobie kobiecie wyjść z uzależnienia od narkotyków. Jest także solidnym wsparciem dla podwładnego – dzieli się z nim wiedzą, ale także dba o jego bezpieczeństwo, gdy atmosfera wokół kriminalinspektora robi się zbyt gęsta. Autor urzekł mnie troską i opiekuńczością Kurtza wobec grona bliskich mu osób. 

A co z intrygą, bo przecież mamy do czynienia z kryminałem? Jej zalążkiem była katastrofa lotnicza, a następnie brutalne morderstwo w szpitalu jednego z sześciu pasażerów, którzy ją przeżyli. W toku wydarzeń intryga nabiera niespiesznego tempa i rozrasta się do kilku wątków, które niosą za sobą mnóstwo pytań, ale niewiele odpowiedzi. Dążenie do odkrycia prawdy, ale bez narażania siebie i innych powoduje, że jako czytelnicy otrzymujemy ciekawą historię, choć z niezbyt wartką akcją czy częstymi jej zwrotami. To raczej rozplątywanie zmotanego kłębka wełny i robienie z niego schludnego motka, który sprawi, że zawiłości ujrzą światło dzienne i połączą się w logiczną całość. Jednak brak szybkiego tempa nie ujmuje niczego książce. Buduje natomiast jej klimat, pozwala zagłębić się w wątki historyczne i spokojnie podążać za losami bohaterów, nie czując przy tym znużenia, a raczej ciągłe napięcie i zaciekawienie. Stelar tym samym napisał bardzo dobry kryminał retro, który sprawi przyjemność komuś, kto niezbyt często sięga po taki gatunek.

Ołowiane żołnierzyki to książka, która pokazuje dojrzałość autora oraz to, że zanim napisze powieść spędza dużo czasu na researchu. Historia jest przemyślana i świetnie napisana, z dużą dbałością o detale i umotywowanie działań bohaterów.

To kolejna książka autora, która w pełni spełniła moje oczekiwania. Czy będzie kontynuacja? Zobaczymy. Jeśli tak, to z przyjemnością wraz z Kurtzem, rozwiążę kolejną zagadkę kryminalną. 

O autorze

Marek Stelar to pseudonim literacki Macieja Biernawskiego. Z wykształcenia architekt, z zamiłowania pisarz i czytelnik kryminałów. Debiutował w 2014 powieścią Rykoszet, która jest pierwszą częścią trylogii o Krugłym i Michalczyku. W 2017 wydał powieść Niepamięć, która zapoczątkowała następną trylogię z inspektorem Suderem. Akcja wszystkich jego powieści dzieje się w Szczecinie. Laureat Złotego Kościeja 2015 w kategorii kryminał za Twardego zawodnika oraz Nagrody Wielkiego Kalibru 2023 za książkę Krzywda. Otrzymał wyróżnienie Komendanta Szkoły Policji w Pile w konkursie dla najlepszej polskiej miejskiej powieści kryminalnej roku 2020 za powieść Blizny, a w 2022 wyróżnienie podczas festiwalu pn. Kryminalna Piła za Głębię.

Tytuł: Ołowiane żołnierzyki

Autor/ka: Marek Stelar

Wydawca: Filia

Ilość stron: 432

Ocena subiektywna: 8/10

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Filia.


Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *